Motto:
„Żyjemy w wieku,
w którym śmierć jest igraszką dnia każdego”.
Zygmunt Krasiński (1812-1859)
w liście do Konstantego Gaszyńskiego (1809-1866).
No i znowu zaczęło się: jak co roku jestem i ja bezustannie nękany reklamowymi bredniami jak ta tytułowa, czyli „W końcu jest! Najbardziej magiczny miesiąc w roku”. „Magiczny miesiąc grudzień”, „magiczne prezenty”, „magiczne święta”… Na czym ma owa niby „magiczność” polegać? Tylko i wyłącznie na wyciągnięciu pieniędzy przez autorów takich jak powyższa „reklam”.
Dzisiaj przy okazji wysyłania mikołajowej paczki zajrzałem do tzw. „saloniku prasowego”. Gazet już od dawna nie kupuję, lecz co najwyżej niektóre przeglądam. I, oczywiście, wszystkie grudniowe miesięczniki są zapełnione: „magicznością prezentów”, „magicznością świąt”, „magicznością jadła”, „magicznością kosmetyków” oraz wszelkimi innymi „magicznościami”, ale ani słowa o istocie świąt, o Adwencie, o Bożym Narodzeniu.
Gdańsk znowu został ogłoszony „czerwoną strefą”. Ludziska siedzą po domach. Ciekawym co robią: czytają? Co czytają? Oglądają telewizję? Co oglądają, kiedy oprócz „magicznych” reklam i bełkocących głów nic tam nie ma. Siedzą w Internecie? To pewne. Ach, jeszcze „grają w komputer”.
W telewizji, którą włączam tylko po to aby zobaczyć prognozę pogody albo – jeśli dopisze mi szczęście lub przypadek – jakiś dokumentalny film na Planete+. Pozostałe programy ze względu na ilość głupich oraz „magicznych” reklam a nade wszystko ilość negatywnych informacji nie oglądam.
Albowiem życie toczy się w miarę normalnie: jeżdżą autobusy i tramwaje, ludziska wyprowadzają srające gdzie popadnie psy, zaczęto sprzedawać straszliwie drogie choinki, kurierzy dzwonią i żądają aby być w domu tylko w dla nich wygodnych godzinach, pewna – pożal się Boże – „pisarka” zorganizowała swoje 35-lecie i przyszło aż pięć osób, ale na portalach społecznościowych trąbi, że to „jest sukces”, znowu dostałem pakiet ze współczesną polską poezją bez cienia poezji itd.
Tymczasem w telewizji trwa jakiś straszliwy pomór i zdarzają się wyłącznie wypadki. Bo, powiedzcie mi: jak mam wierzyć takiej, czy owakiej telewizji, jeśli jako pierwszorzędną „informację” podają, że gdzieś zderzyły się dwa samochody?
Na taki czas jak obecnie, znalazłem potężną wprost lekturę. Potężną, ponieważ jest to ciężka i nieporęczna cegła licząca prawie tysiąc stron niezbyt wyraźnego druku pt. Pamiętniki Władysława Mickiewicza (1838-1926).
A tak nawiasem Adam Mickiewicz w ciągu swojego dość krótkiego życia – przeżył zaledwie pięćdziesiąt siedem lat – spłodził co najmniej… siedmioro dzieci. Z Celiną Szymanowską, która przeżyła lat zaledwie czterdzieści trzy: Marię (1835-1922), Władysława (1838-1926), Helenę (1840-1917), Aleksandra (1842-1864), Jana (1845-1885) i Józefa (1850-1938). A trzeba jeszcze doliczyć wynik romansu Mickiewicza z Ksawerą Deybel.
Kiedy on zdążył, jakim sposobem, napisać te wszystkie swoje rzeczy?
A co lektury Pamiętników to czyta mi się je dość trudno. Nie wiadomo bowiem jak taką wielgachną książkę trzymać. A jeśli dodać do tego dziwaczny styl autora i dość gęste „Ale…” na początku zdań, to jest to raczej czytelnicza mordęga niż zajmująca lektura.
Ciekawym jaki cel przyświecał wydawnictwu, które taką cegłę wielkości pustaka wypuściło na rynek? Czyż nie można było wydać tych pamiętników w dwóch albo i w trzech poręcznych i z wyraźniejszą czcionką, tomach?
A ponadto wynotowałem sobie równo sto(!) filmów, które warto obejrzeć. Warto zdaniem kinofila jakim jestem od co najmniej kilkudziesięciu lat. I jak myślicie, ile z tych filmów znajduje się w Netfliksie? Otóż dokładnie… dwa. I tu macie przykład czym karmi (oczy) swoich klientów Netflix. Bardzo dużo filmów jest nie tylko bez najmniejszej wartości, ale także i bez jakiegokolwiek sensu jak np. Niewidzialny człowiek, który raczej powinien nosić tytuł Niewidzialny film ponieważ przeważająca część tego obrazu dzieje się po ciemku albo w jakiejś niebieskawo-zgniło-zielonkawej poświacie.
(A swoją drogą to teraz „moda”, aby obraz cały czas chwiał się, drżał i falował, co jest skutkiem „kręcenia z ręki”, ale także aby był ciemny lub właśnie niebieskawo-zgniło-zielonkawy).
Wielkim rozczarowaniem jest także obraz Psie pazury (The Power of the Dog – 2020), 125 min., w reżyserii Jane Campion. Zapowiadano ten film od wielu tygodni jako „wielkie wydarzenie oscarowej reżyserki”, która przecież także zdobyła kilka Złotych Palm w Cannes. Tymczasem Campion zaprezentowała straszliwie nudny gniot nie wiadomo o czym, ale nagrodzony m.in. Srebrnym Lwem w Wenecji oraz nagrodami w Toronto i San Sebastian. Aż wypada zadać pytanie: za co?!
Natomiast podobał mi się przyzwoity brytyjski film pt. Zabójca doskonały (Villain – 2020), 97 min., reż. Philip Barantini oraz Niewybaczalne (The Unforgivable – 2021), 112 min. reż. Nora Fingscheidt, a nade wszystko Bardzo poszukiwany człowiek (A Most Wanted Man – 2014), 122 min., reż. Anton Corbijn ze znakomitym i niezapomnianym Filipem Seymourem Hoffmanem (1967-2014) jako Günther Bachmann.
Skoro zacząłem ten zapisek Krasińskim, to i wyrywkiem z korespondencji do Gaszyńskiego skończę: „Nic dobrego, szlachetnego na tym świecie bez długiej boleści, bez długich trudów”.
Albowiem epidemia szaleje, ludziska siedzą po domach, w telewizji widać jak na gwałt szczepią się już trzecią(!) dawką jakiegoś preparatu, za którego skutki ponosi sam… zaszczepiony. Coraz częściej podnoszą się głosy aby nigdzie nie wpuszczać niezaszczepionych. A przecież i Urząd Ochrony Danych Osobowych (UODO) nie pozwala na weryfikowanie stanu zdrowia kogokolwiek.
1-12 grudnia 2021 r.