Przesłany mi przez Jana P. Grabowskiego wolumin, skompletowany ze 102 wierszy, został zaprojektowany jako retrospektywny przegląd jego twórczości z lat 1986–2003. Wprawdzie debiutowy incipit poetycki miała ta twórczość w 1978 roku, a jej pierwszy tomik ukazał się w 1981 roku, retrospekcja nie sięga więc do najwcześniejszego stadium biograficznego tego pisarstwa, ale jest oczywistym prawem autora decydowanie o tym, co „zaprosić”, a czego nie włączać do benefisowego korowodu.
W pakiecie równie oczywistych uprawnień autora mieści się też grupowanie przygotowywanego korowodu, a więc układanie utworów w określone cykle, których tu widzę dziesięć, a które nie mają porządku chronologicznego (tj. według pochodzenia z kolejnych tomików), lecz problemowo-tematyczny i – jeśli tak można określić – nastrojowy. (…)
Ujmującą właściwością tych utworów wydała mi się ich bezpretensjonalna i powściągliwa tonacja lirycznego rozmyślania nad egzystencją i bytem: rozmyślania bez udziwnień i wymyślności stylistycznej, bez pozerstwa i retorycznej emfazy, z dala zarówno od krzyku, jak i od szlochu czy łkania. Spoglądanie w górę, ku szczytom myśli i metafizycznym przestworzom, obywa się tu bez ekstatycznych wzlotów „nad poziomy”. Niepokoje o jutro, a także przeżywanie rozstań i pożegnań z najbliższymi obywają się bez jęków, bez omdleń i bez dramatycznej gestykulacji. Mówienie o nieuchronnym przemijaniu, o znikomości naszego trwania, o melancholii „codziennego umierania” obywa się tu bez wanitatywnych westchnień i bez wybuchów protestu. Nie słychać rozdzierających pretensji do świata i życia za to, że się w nim często nie spełniają marzenia, że ludzie praktykują więcej przewinień niż cnót i że raz po raz coś się dzieje na opak.
Autora nie obchodzą komplikacje i zawirowania historii, nie irytują waśnie, chytrość i podstępy sterników opinii publicznej (w istocie nie przenika do tych wierszy nic z miazmatycznych podmuchów politycznych wieku XX) ani go nie interesują cenniki towarów i usług, a urbanizację traktuje jako zawadę w doświadczaniu kontaktu z naturą.
Rekompensatą za sterylną odporność na pokusy zgiełkliwych rynków współczesności jest w wierszach Jana P. Grabowskiego dar ciekawości zwyczajnego bytowania i wrażliwe „czucie” natury: pór roku, pór doby, krajobrazów, ptaków, wody (morza, jezior, rzek, deszczu), lasów, drzew, kwiatów, traw, ziemi pod stopami, kamieni (w tym także rozmaitych jaspisów, topazów, malachitów, chryzoprazów itp.; należą one zresztą do charakterystycznych motywów obrazowania w tych wierszach), burz, powiewów wiatru, mgieł, zapachów, ciepła i chłodu, dźwięków i ciszy. Również „czucie” miłości, przy czym miłość to wyspokojona i ufna: nie młodzieńcza euforia erotyczna, lecz mądra stałość małżeńska, wdzięczna za lata wierności i spolegliwości.
Odzywa się nieraz w tych wierszach modlitewna nuta religijna, ujmująca dyskrecją i tym sposobem serdecznej rozmowy z Bogiem, który najzupełniej nie kojarzy się z dewocyjnymi deklinacjami imion sakralnych i ze zrozumiałą rachubą na Boże względy dla gorliwych czy z donosicielskim pomstowaniem na grzeszników.
Skłonność do mówienia spokojnego, naturalnego i bliskiego prozie, do oszczędnej metaforyki, mówienia z rzadka tylko i ledwie widocznie wpadającego w tok uroczysty od naszej językowej codzienności (m. in. przez użycie słów staroświeckich w rodzaju „albowiem” czy „jako” w znaczeniu „jak”) oraz tendencja do zwyczajnego toku składniowego, chwilami kolokwialnego, są to moim zdaniem zalety tego wierszowania. (…)
Mam przekonanie, że zaproponowana przez Autora księga retrospekcji zasługuje na opublikowanie i że w naszych nerwowych czasach propozycja spokojnego zwrócenia się ku nieprzemijającym dobrom zwyczajnego życia powinna liczyć na nasze względy.
Ma też prawo do naszego szacunku odczuwanie cudowności świata i dar cieszenia się jego urodą, o której zapominamy podczas codziennej gonitwy za modnymi a złudnymi ofertami nowoczesności, niekoniecznie wartymi naszego wyścigu i zadyszki.
prof. dr hab. Józef Bachórz, Opinia w sprawie opublikowania zbioru wierszy Jana P. Grabowskiego pt. Srebrne adagio. Sopot, 14 lutego 2004 r. (fragmenty)