ROZCZAROWANIA I ZACHWYTY

Dziwne wydają mi się te zachwyty i radość po zdobyciu na Olimpiadzie w Londynie srebrnych, a zwłaszcza brązowych medali. Zwycięzca, szczególnie na Olimpiadzie może być tylko jeden. Jeśli czasowe różnice między pierwszym, drugim i trzecim finalistą są prawie nieznaczne, tak jak na przykład w pływaniu, to przyznanie kilku medali wydaje mi się oczywiste. Nagradzać jednak kogoś za to, że dobrnął do mety po jakimś czasie za zwycięzcą. Za co? Po co? Czy wyobrażacie sobie, że w literackiej Nagrodzie Nobla byłyby także złote, srebrne i brązowe medale?

W Olimpiadzie można, oczywiście, „brać udział”. Sądzę jednak, że najważniejsze jest zwycięstwo, a nie „zdobywanie medali”. Srebrne i brązowe medale to są, moim zdaniem, jedynie nagrody pocieszenia. Najważniejsze jest złoto, pierwsze miejsce. Uważam, że tak jak to było w starożytnej Grecji zwycięzca mógłby otrzymać wieniec laurowy, a medal, wyłącznie dla zwycięscy, powinien być ze złota, a nie tylko pozłacany.

Rozczarowuje mnie polska reprezentacja olimpijska. Można bowiem usłyszeć: „chciałbym (chciałabym) wrócić z medalem”, ewentualnie „zdobyć medal”. Z Olimpiady wraca się zwycięzcą i ze złotym medalem. Pozostałe medale są, według mnie, bez większego znaczenia. Kto będzie pamiętał tych wszystkich tzw. „drugich wicemistrzów” z brązowymi medalami?

O ile z bardzo wielkim zainteresowaniem oglądałem zawody pływackie na wszystkich dystansach, o tyle rozczarowała mnie gimnastyka sportowa. Te wszystkie ćwiczenia „na koniu”, „na kółkach” i „na macie” byłyby jeszcze, według mnie, do zaakceptowanie (i oglądania), gdyby nie zanudzał i zamęczał je system przyznawania punktów i punkcików. Każdy bowiem z uczestników stara się bezbłędnie wykonać ćwiczenia, a za nawet najdrobniejsze uchybienie odejmowane są punkty. Sport powinien być radością, wolnością, pięknem i sztuką, a nie mozolnym zbieraniem punktów i punkcików według nieznanych dla przeciętnego kibica kryteriów.

Jak to, poza tym, brzmi: mistrz olimpijski w… piłce plażowej albo w grze z packą na muchy (tzn. w badmintonie)? Może by tak utworzyć, jako dyscyplinę olimpijską, grę w cymbergaja albo w rzucie podkową?

Po pływaniu czekam na lekkoatletykę tzn. nade wszystko na biegi, skoki, rzuty, a szczególnie na maraton. Zwycięzca maratonu powinien, oczywiście otrzymać złoty medal. A co z tymi pozostałymi wszystkimi, którzy dobiegli do mety? Jeśli „pierwszy wicemistrz olimpijski” dobiegnie do mety kilka minut po zwycięzcy, a „drugi wicemistrz olimpijski” – kilkanaście, to też powinni otrzymać medale? W takiej sytuacji wszystkim tym, którzy przybiegli do np. 15 minut po zwycięzcy dałbym srebrne medale, a pozostałym – brązowe.

Ach, można by tak na temat Olimpiady, a zwłaszcza potrzebnych i niepotrzebnych dyscyplin sportowych oraz „zdobywaniu medali” dywagować chyba w nieskończoność.

Rozczarowuje mnie, jak dotąd, Olimpiada. Kto poza tym wpadł na pomysł aby transmisje z zawodów bezustannie siekać i szatkować powtarzanymi w kółko „reklamami”? Czy widz jest kretynem, któremu do zanudzenia, do obrzydzenia trzeba w kółko pokazywać to samo?    (Telewizję oglądam, coraz rzadziej, z pilotem w dłoni. Kiedy tylko pojawia się „reklama” od razu wyłączam dźwięk. Bo „reklama” pokazywana w telewizji polega prawie wyłącznie na… gadaniu, gadaniu, gadaniu, gadaniu).

Nie będę pisał, że rozczarowuje mnie pogoda. A na tegoroczne „lato”, którego jak dotąd jeszcze nie było, staram się nie zwracać uwagi. Cały bowiem pierwszy wakacyjny miesiąc spędziłem z M. (redaktor merytoryczny) redagując i wprowadzając kolejny korekty do mojej najnowszej książki pt. Przez chwilę… Jeśli wszystko dobrze się ułoży książka będzie gotowa do 15 września br.

Bardzo mnie rozczarował Prometeusz Ridleya Scotta. Oprócz jednej sceny nie było w tym filmie nic wartego zapamiętania.  Z tym większą ochotą obejrzałem sobie po raz enty… Obcego: Ósmego pasażera Nostromo. (Dlaczego pasażerów było tylko ośmiu? A kot Jones? Właśnie w Prometeuszu zabrakło mi kota).

Kot-Jones_Obcy

Rozczarowują nawet złote medale olimpijskiej zdobyte przez Polaków. Oto Adrian Zieliński zdobył złoto tylko dlatego, że mniej ważył (a przed zawodami „się wysikał”). Natomiast Tomasz Majewski stwierdził: „Jeszcze raz udało mi się ich oszukać”. Okazuje się, zatem, że zdobywanie złotych medali olimpijskich zależy nie tylko od katorżniczej pracy na treningach, „dyspozycji” w dniu zawodów, ale także szczęścia i przypadku oraz… „oszukiwania”. To bardzo podobnie jak w literaturze: trzeba nade wszystko napisać i wydać przynajmniej bardzo dobrą książkę. A potem jej powodzenie zależy od przypadku, szczęścia, zbiegu okoliczności oraz od tego czy „się podoba”, czy też „się nie podoba”. Co i raz ktoś próbuje rozdymanym do granic absurdu balonem wmówić, że jego książka jest arcydziełem. A potem okazuje się, że to jednak tylko balon.

Natomiast z wielką, bardzo wielką przyjemnością i podziwem oglądałem każdy występ Michaela Phelpsa. Podziwiałem także Sun Yanga na 1500 m stylem dowolnym.

Odkryłem także po latach, i zachwycam się od nowa, Poezjami Leopolda Staffa (1878–1957). I kto teraz w swoich wierszach używa takich wyrazów jak m.in. „chudoba”, „bezlistowie”, „zielonosrebrny”, „wniebowzlotny”, „chwalba”, „ciekawiec”, „spastelony”, „użątek”, „doświtek”, „rozpylina”, „jaskrzyca”, „uroczny”, „ponadgwiezdny”, „mrocznica”, „ogrodnica”, „wichrzyca”, „sierdzisty”?

No a Poezje? Jeden wielki zachwyt. Na przykład z Barwy miodu (1936):  Pieśń, Deszcz wiosenny, Zachód, Nów dziecinny, Stary rynek, z Martwej pogody (1946): Cisza wieczorna, Czekam…, Cisza leśna, Bliskość daleka, Znaki, Przebudzenie, z Wikliny (1954): Księżyc, Troski, Zachód.

6 sierpnia 2012.