„Przekroczenia szkodliwych pyłów są przekroczone” – taką oto informację podał na antenie telewizyjnej reporter z Krakowa o godz. 8.40, 12 grudnia br. W tle widać było zadymione do granic możliwości Zakopane, gdzie niebawem udadzą się na świąteczny wypoczynek, i po zdrowie, turyści.
Niedawno można było także w telewizji usłyszeć, że do bufetów stołówek szkolnych z powrotem… „wkroczyły drożdżówki”.
Czyż owych „przekroczeń”, „wkroczeń” („rozkroczeń’?) nie można niczym zastąpić? A poza tym czy wszystko musi być… „pyszne”?
Oto fragment rozmowy w sklepie mięsnym:
„– Chciałbym kupić wieprzową, chudą szynkę do upieczenia. Wybierze coś pani dla mnie?
– A nie chce pan wołowinki? Można z niej zrobić pyszne bitki.
– Nie, dziękuję za „wołowinkę” choćby była naprawdę „pyszna”.
– A może mielone z indyka? Będzie miał pan pyszne kotleciki.
– Nie chcę ani „wołowinki”, ani „kotlecików”. Chciałbym smaczną wieprzowinę.
– A nie skusi się pan na pyszną wątróbkę z drobiu?
– „Pysznie” pani dziękuję – odpowiadam. – I „pysznie” żegnam – dodaję i wychodzę bez, niestety, „szyneczki” oraz „wołowinki” i „wątróbki”.
Dlaczego jak najgorsze chwasty rozpleniły się także m.in. „troszeczkę” i „kluczowe”?
Oto fragment wywiadu z piłkarzem po meczu ekstraklasy w dniu 12 grudnia br.
„– Jak można było taki kluczowy mecz przegrać? Chyba troszeczkę czegoś na boisku brakowało?
– Mięliśmy jednego kluczowego piłkarza na oucie, drugi pauzował. No, troszeczeczkę zabrakło nam szczęścia.
– Mieliście „gryźć ziemię” i wygrać, ale w drugiej połowie już niektórzy z was „robili rękawami”.
– No tak, kondycji także troszeczkę zabrakło”.
Czytam w dalszym ciągu Poezję myślenia George’a Steinera. I już nawet nie śmieszy mnie „świątynia prywatnej jaźni” (s. 158), czy „schyłkowy tenor współczucia” (s. 159). Tylko dlaczego tłumacz tak często używa słowa „kluczowy”. Oto kilka przykładów z zaledwie dwóch (!) stron:
„Freud zestawia możliwe przekłady swego kluczowego słowa klasyczne i romańskie języki”., (s. 171);
„Ta ograniczoność zasięgu danych, ta redukcja materiału etymologicznej szczególności (por. Kratylos Platona) nie wyklucza argumentacji”., (s. 171);
„Główną funkcję w doświadczeniu Unheimliches Freud przypisuje naszym przeczuciom powrotu zmarłych, kluczowym w Juliuszu Cezarze, Hamlecie i Makbecie Szekspira”., (s. 171);
„Z wnikliwą precyzją i cierpliwością, kluczowymi cechami, które znajdujemy też w refleksji Rousseau nad dzieciństwem, Freud wykazuje, że przymus odnawiania bólu może nie podlegać władzy Lustprinzip [zasady przyjemności]”., (s. 172).
A cóż sądzić o takim „smaczku” jak np.:
„Bernharda subtelna parodia stylu Wittgensteina może się obracać w hołd, w paradoksalną celebrację tego raka duszy często aktywnego w metafizyce i logice’., (s. 164);
A poza tym? Oto kilka dni temu musiałem kupić wiązankę kwiatów. Zachodzę zatem do kwiaciarni. Pani kwiaciarka – przepraszam, florystyka – coś je z miski. Wywiązał się zatem taki oto dialog.
„– Chciałbym zamówić u pani urodzinową wiązankę kwiatów.
– A nie widzi pan, że ja coś jem? – pyta niegrzecznie pani florystyka.
– To może przyjdę za chwilę…
Pani florystyka nie daje mi dojść do słowa:
– Mam prawo coś zjeść!!! Tak, czy nie?! Mam prawo do przerwy na posiłek!!!”
Żegnam się i wychodzę. Już moja noga w tej kwiaciarni nie postanie. Pani florystyka mogła przecież wywiesić kartkę na czas posiłku np. „przerwa obiadowa”, albo „zaraz wracam” itd.
Ta scena przypomina mi jako żywo inną scenę z ulubionej przez mnie komedii pt. Avanti! – 1972, 140 min., reż. Billy Wilder (1906-2002), z Jackiem Lemmonem (1925-2001) jako Wendell Armbruster i Juliet Mills jako Pamela Piggett.
Oto siedzi sobie starszy pan, który stróżuje na małym lądowisku helikopterów i zajada makaron. A ponieważ rzecz dzieje się we Włoszech celebruje, oczywiście, spożywanie tego makaronu: podnosi go do góry, zakręca, rozkręca, miesza itd. Wtem na ladowisku „siada” helikopter z J.J. Blodgettem (Edward Anderws) pracownikiem Armbrustera. Zapewne ma coś pilnego do przekazania swojemu pracodawcy. Do Blodgetta podchodzi niezadowolony stróż i cały czas mieszając oraz zajadając makaron oświadcza: „Lunch time”. Blodgett coś mu tłumaczy, że bardzo się śpieszy, że sprawa jest bardzo pilna, a na to stróż powtarza, cały czas mieszając i jedząc makaron: „Lunch time, lunch time”.
Scena ta trwa w Avanti! zaledwie 2 min. i 10 sek. (od 1.44.00 do 1.46.10 projekcji filmu), a jednak zawsze mnie bardzo śmieszy. Dodaję do tego zapisku kilka kadrów z tej sceny (jako zrzut z ekranu).
Zastanawiam się: czy tym zapiskiem przekroczę cierpliwość moich czytelników, czy też nie?
17 grudnia 2016 r.