„PISANIE JEST PASSÉ”?

Motto:

„W człowieku jest chęć rozpoznania tajemnicy.

To wyraz metafizycznej potrzeby,

której materializm wcale nie zdołał zagłuszyć”

Krzysztof Zanussi O czym tu marzyć[*]

 

Po pięknej, śnieżnej pogodzie, naprawdę „magicznej” pogodzie nie pozostał nawet ślad. Właściwie pogoda od kilku dni w ogóle się nie zmienia. Albowiem jest: ciemno, ponuro, deszczowo i jakoś tak beznadziejnie… marcowo. A przecież marzec to najbrzydszy miesiąc w roku.

Prawie od miesiąca nie wychodzę z domu. Najpierw była to kwarantanna dobrowolna, a potem, od 22 grudnia 2021 r. do 31 grudnia 2021 r. „urzędowa” z bezustanną podejrzliwością oraz izolacją, czyli inwigilacją. Kontrola bowiem musi być. Natomiast ani słowa o jakiejkolwiek pomocy. O ile jednak dobrowolna kwarantanna jest do zniesienia (w sumie to od początku epidemii jestem na dobrowolnej kwarantannie) o tyle ta urzędowa jest nie do zniesienia. Dobrowolna kwarantanna, ponieważ: nie chodzę do kina (repertuar jest beznadziejny), to samo dotyczy teatru, w którym nie pamiętam kiedy byłem. A poza tym chodzenie po galeriach, czy też jarmarkach „świątecznych” z chińszczyzną, mnie nie interesuje. Potrzebne mi książki wypożyczam na różne sposoby. A spacery po Gdańsku nie mają żadnego sensu. Zresztą, gdzie tu spacerować. Po mieście?

Dlatego w zdumienie mnie wprawiły te różne sylwestrowe harce transmitowane w telewizji. Z jednej strony bowiem obostrzenia, izolacje, inwigilacja, a z drugiej strony czterdzieści tysięcy osób bez masek „bawi się na koncercie w Zakopanem”. Ponoć wszyscy byli sprawdzeni „co do posiadania koronawirusa”. Już w to uwierzę.

A co do sylwestrowego „koncertu”, czy raczej „koncertów”, to były to widowiska tak beznadziejne, żałosne i żenujące, że po kilku chwilach można było mieć dość tego mamrotania albo pohukiwania lub postękiwania „gwiazd”. No i jeszcze te wygibasy jakby wszyscy na scenie byli pokąsani przez osy i „muzyka” w tempie „rympa-pympa”. I na dodatek to powtarzane: „pawiczesze” („bawicie się”), tak że sylwestrowo-telewizyjne koncertowanie obyło się beze mnie.

Rozpisałem się trochę z nowym rokiem, a to nade wszystko po to by nie wyjść z wprawy obsługiwania klawiatury. Ponieważ – według Krzysztofa Zanussiego – „pisanie jest passé” (i dlatego też przeniósł swojego bloga na Facebook, gdzie uskutecznia mini pogadanki).

Bo ja wiem, czy pisanie jest passé? Zawsze przecież było… „staromodne”. A co do owych mini pogadanek, to byłyby one ciekawe, gdyby nie fatalne udźwiękowienie. A poza tym Panu Krzysztofowi z wiekiem obniżył się głos, więc raczej chrypi niż mówi. Z tym że mówi na intersujące tematy, swobodnie przerzucając się na angielski, ale niestety przynajmniej ja muszę domyślać się treści jego wypowiedzi. Trochę to dziwne, że taki filmowiec, a nie zadbał o udźwiękowienie swoich mini pogadanek. Zresztą nie jest to żadne przytyk, lecz raczej stwierdzenie faktu.

A jeśli już jestem przy tematyce filmowej, to zdumiewa mnie beznadziejny poziom współczesnej kinematografii. Obejrzałem zatem wszystkie nadające się według mnie filmy na Netflixie i mogę powiedzieć, że ani jeden nie zrobił na mnie wrażenia, więcej: większość tych filmów ze względu na miałką tematykę i bylejakość realizacji nie nadaje się do oglądania. A szczytem beznadziejnego poziomu kina jest obsypywanie wprost niesamowitą ilością nagród Psich pazurów. Za co, chciałoby się zapytać? Za co???

Niejako z kinolilskiego obowiązku obejrzałem także kuriozum pod tytułem Jak pokochałam gangstera, 2022, 179 min.(!), reż. Maciej Kawulski(?!). Właściwie już po pierwszych scenach powinienem sobie ten film „odpuścić”, gdy realizatorzy pokazują Gdańsk lat sześćdziesiątych na tle współczesnego krajobrazu Stoczni Gdańskiej. Oglądałem jednak do końca, by utwierdzać się jak nisko może upaść polski film. Co to bowiem za temat jakiś Nikodem „Nikoś” Skotarczak?! Po co stawiać pomnik gangsterowi nawet w postaci aż tak nieudanego pod każdym względem filmu?! No i jeszcze to bezustanne „kurwowanie”… Czy „mocny” facet musi w polskim filmie być: łysy, napakowany, mieć ohydną nieogoloną cwaniacką gębę, a nade wszystkim mówić dwa razy nawet w jednym zdaniu „kurwa”?

Od razu nasuwa się analogia do… Ojca chrzestnego (The Godfather – 1972), 170 min. reż. Francis Ford Coppola (także kontynuacji tego filmu). Właściwie to nawet nie wiem czy te dwa filmy porównywać by za bardzo nie… „nobilitować” „dzieła” Jak pokochałam gangstera.

Filmy Coppoli to przecież także obrazy o gangsterach, ale tu jednak kino zostało podniesione do rangi sztuki. Wszystko bowiem: począwszy od scenariusza, poprzez wyborne aktorstwo, mistrzowską muzykę a skończywszy na reżyserii jest na najwyższym poziomie.

Jeśli zatem współczesne kino jest aż tak mierne, że nie chce się go oglądać, to może  literatura, poezja?

(A tak na marginesie spróbujcie dociec sensu „dzieła” pod tytułem Zeroville, 2019 r., 96 min., reż. James Franco, który także obsadził siebie w roli głównej. Film odwołuje się, „cytuje” wiele obrazów z przeszłości, a więc mogłaby to być gratka dla m.in. i takiego kinofila jak ja. Byłaby, gdyby Zeroville nie było pozbawione jakiegokolwiek sensu. Taka jednak jest współczesna sztuka.

Jednym atutem tego filmu jest uroda Megan Fox, ale cóż po urodzie jeśli film jest do niczego).

Dlatego też ja – również bezustanny poszukiwacz arcydzieł – zwróciłem uwagę na internetową notatkę na portalu Trojmiasto.pl pt. „New Yorker z wierszem gdańskiego poety”. Pomyślałem sobie: „no, nareszcie”. Przeczytałem zatem ów wiersz i cóż mogę powiedzieć: nic w nim nie ma, bo ani myśli, ani uczuć, ani nawet poezji. „Hospicjum wazonu”… czy autor Bukietu wie, co to jest hospicjum?

Po co tyle szumu wokół zupełnie przeciętnego wiersza. Nie mam nic przeciwko młodym, czy młodszym ode mnie poetom. Na nagrody nie zwracam uwagi, gdyż zależą one wyłącznie od widzimisię i uznaniowości, o czym po wielokroć mnie przekonano. Publikacje to kwestia „robienia znajomości”, zbiegu pomyślnych okoliczności itp. A zatem pozostaje tekst, wyłącznie tekst.

Tak jak kiedyś powiedział prof. Aleksander Bardini do pewnego adepta aktorskiej sztuki: „no dobrze, pogadaliśmy, powiedział pan, że chciałby zostać aktorem, ale teraz niech pan zdejmie marynarkę i pokażę co potrafi”, tak i w pisaniu wierszy nie są aż tak istotne nawet i „New Yorker”-y, lecz tekst, wyłącznie tekst, a onże jest – panie mości dzieju – w postaci i Bukietu, bardzo ależ to bardzo przeciętniutki.

Czyli podsumowując wątek poetycki można by zacytować za Paulem Claudelem, że… „Wszyscy ci poeci bez jaj!” (Paul Calaudel Dziennik 1904-1955, Kajet II. Praga, 6 czerwca 1910 r. Instytut Wydawniczy PAX, 1977, s. 51).

Czy zatem – według Krzysztofa Zanussiego – „W człowieku jest chęć rozpoznania tajemnicy. To wyraz metafizycznej potrzeby, której materializm wcale nie zdołał zagłuszyć”?    Ani bowiem we współczesnych filmach, ani poezji owego „rozpoznania tajemnicy”, ani „metafizycznej potrzeby” nie ma. Ciekawym co przyniesie najnowszy film Pana Krzysztofa. Film, na który trzeba będzie poczekać chyba aż do jesieni.

2-9 stycznia 2022 r.

Ps. Dzisiaj tj. 9 stycznia br. jest święto Chrztu Pańskiego. Postanowiłem zatem ten zapisek okrasić freskiem Pietro Perugino (1446-1523) z Kaplicy Syksyńskiej.

[*] O czym tu marzyć. Z Krzysztofem Zanussim, laureatem Nagrody Specjalnej Stowarzyszenia Filmowców Polskich rozmawia Kuba Armata. „Magazyn Filmowy, Pismo Stowarzyszenia Filmowców Polskich nr 12-1 (124-125)/ grudzień 2021 – styczeń 2022., s. 24-31.