Motto:
„Kino to muzyka, słowa i obrazy,
które stanowią harmonijną całość”.
Martin Scorsese[1]
Tylko niektóre tygodniki przeznaczają odrobinę więcej miejsca na kulturę, literaturę, kino itd.
Dominuje, niestety, coraz bardziej absurdalniejąca „polityka”. Natomiast artykuły o nowych wydarzeniach artystycznych zawsze, z małymi wyjątkami, publikowane są na końcu tygodników.
Moją uwagę zwrócił ostatnio artykuł pióra Łukasza Adamskiego, dziennikarza, krytyka filmowego, pt. Bez przebaczenia na Dzikim Zachodzie z podtytułem W oczekiwaniu na nowy western Quentina Tarantino prezentujemy Top 6 westernów według Adamskiego opublikowany „wSIECI” Największym Konserwatywnym Tygodniku Opinii w Polsce, nr 52 (161) 2015 z 28 grudnia-3 stycznia, s. 54-56 (czyli nie na końcu, lecz w środku numeru).
Czytam wszelkie dostępne mi artykuły na temat filmów, które wkrótce mają pojawić się na ekranach, a zatem i ten nie uszedł mojej uwagi. Zaintrygowała mnie również informacja w podtytule, że oto „prezentujemy Top 6 westernów”, czyli w imieniu całej Redakcji, ale „według Adamskiego”.
Zabrałem się zatem za lekturę i, no cóż, jest to tekst, który bardzo mnie rozczarował. Uważam bowiem, że istotne jest nie tylko co, lub o czym się pisze, ale także jak się pisze. Najczęściej jest to, niestety, pisanie byle jakie.
Tu mała dygresja. Otóż ostatnio czytałem, zżymając się właśnie na styl i bylejakość pisania, książkę o filozofii pewnego pana profesora „od filozofii”. Otóż ów pan profesor stwierdził w jednym ze swoich filozoficznych zapisków, że najłatwiejsze jest… „przelewanie” myśli na papier.
Otóż pozwoliłem sobie nie zgodzić się z panem profesorem. W moim przekonaniu owo „przelewanie” myśli jest chyba jednym z najtrudniejszych zajęć. Pisać bowiem może każdy. Pisać z sensem i aby w ogóle było do czytania potrafi niewielu.
A teraz do rzeczy. Być może sposób w jaki autor artykułu o najnowszym filmie Tarantino pisze komuś odpowiada.
Może sobie Pan Adamski uważać o Tarantino, że „Od początku kariery tego błyskotliwego samouka jego filmy były naznaczone pazurem klasyków gatunku”. Dla mnie Tarantino to raczej filmowy cwaniak, który „sprytnie” podpatruje inne filmy i „kradnie” z nich co mu się podoba. Jestem poza tym ciekaw: gdzież to Pan Adamski widzi ów „pazur klasyków gatunku”?
Stylistyczna nonszalancja objawia się także w następującym fragmencie o Nienawistnej ósemce: „Ma też obsadę pracującą z Tarantino w pierwszych filmach (Michael Madsen, Tim Roth) i jest podlana sosem kina raczej Sama Peckinpaha niż kochanego przez Tarantino Sergia Leona”. „Obsada” „podlana sosem kina”: czy autor czytał przed publikacją to, co napisał?
A już do „humoru z zeszytów szkolnych” nadaje się następujący fragment recenzji o Tarantino: „Największa obok Wayne’a ikona westernu nakręciła przypowieść o odkupieniu grzechów”.
Zresztą podobnych nonszalanckich kwiatków stylistycznych jest więcej, gdy autor recenzji o Nienawistnej ósemce pisze o „dzisiejszych, zniuansowanych westernach”. Gdzież Pan Adamski owe „zniuansowane westerny” widział? Albo, kiedy pisze, że Dzika banda „do dziś stanowi niedościgniony wzór filmowej poezji osadzonej dawno temu na Dzikim Zachodzie”. „Poezja osadzona na Dzikim Zachodzie” – doprawdy, można ze śmiech przysłowiowe „boki zrywać”.
Zostawmy jednak nonszalancki, raczej byle jaki, styl autora recenzji o najnowszym filmie Tarantino.
Wprawdzie o gustach się nie dyskutuje, ale jeśli „prezentujemy Top 6 westernów”, to wybór Pana Adamskiego jest, według mnie zdumiewający. Dostrzegając jego zachwyty krwawymi westernami Tarantino, pozwolę sobie przedstawić moich „Top 6 westernów”.
Uważam, że najlepszym westernem (i jednym z moich najbardziej ulubionych filmów) jest Biały Kanion.
Jean Simmons jako Julie Maragon oraz Gregory Peck jako James McKay w Białym Kanionie.
Przedstawiam jednak moją szóstkę według dat powstania (każdy kinofil mógłby, oczywiście, przedstawić swoją szóstkę):
- W samo południe (High Noon – 1952), reż. Fred Zinnemann;
- Biały Kanion (The Big Country – 1958), William Wyler;
- Rio Bravo, 1959, reż. Howard Hawks;
- Siedmiu wspaniałych (The Magnificent Seven – 1960), reż. John Sturges;
- Dwa oblicza zemsty (One-Eyed Jacks –1961), reż. Marlon Brando;
- Tańczący z wilkami (Dances with Wolves – 1990), reż. Kevin Kostner.
A przecież mógłbym zaliczyć do moich ulubionych westernów także m.in. Pojedynek w słońcu (Duel in The Sun – 1946), reż. m.in. Otto Brower; Złamana strzała (Broken Arrow – 1950), reż. Delmer Davies; Jeździec znikąd (Shane – 1953) reż. George Stevenson; Ostatnia walka Apacza (Apache – 1954), reż. Robert Aldrich; Gwiazda szeryfa (The Tin Star – 1957), reż. Anthony Mann; 15.10 do Yumy (3:10 to Yuma – 1957), reż. Delmer Davies; Skłóceni z życiem (The Misfits –1961), reż. John Huston; Ostatni kowboj (Lonely Are The Brave – 1962), reż. David Miller; Zawodowcy (The Professionals – 1966), reż. Richard Brooks oraz Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (C’era una volta il West – 1968), reż. Sergio Leone.
A czyż poza tym westernami nie są wcale nie zniuansowane Wzgórze nadziei (Cold Mountain – 2003), reż. Anthony Minghella oraz Australia z 2008 r. Baza Luhrmanna?
Z niedawnego westernu Tarantino Django (Django Unchained – 2012)… wyszedłem. Człowiek bowiem ma w sobie 5 litrów krwi, a nie całą beczkę jak to jest w filmach Quentina Tarantino. Ja poza tym owej harmonii muzyki, słowa i obrazów w filmach Tarantino nie dostrzegam.
Nie lubię „spryciarzy” kina takich jak właśnie Tarantino. A czyje filmy lubię? Z współczesnych reżyserów m.in. Giuseppe’a Tornatore oraz Jacques’a Audiard’a.
Czasy arcymistrzów tj. Kubricka, Kobayashiego, Felliniego bezpowrotnie minęły.
2 stycznia 2016 r.
[1] Fragment wypowiedzi Martina Scorsese przed koncertem pt. „La Dolce Vita – The Music Italian Cinema”, który miał premierę 27 lutego 2015 r. (Premiera polska: 26 grudnia 2015 r. na antenie Telewizji Kultura). Orkiestrę New York Philharmonic prowadził Alan Gilbert.