Miałem napisać o październiku, który w tym roku mnie zawiódł. Uważam październik za najpiękniejszy miesiąc roku, jeśli zdarzy się „złota polska jesień”.
I pierwsze dni października takie właśnie, jak lubię, były: tzn. bardzo cieple, pogodne z gorącym Słońcem i rześkim wiatrem. 2 października, gdy mój syn Szymon brał ślub, była właśnie kulminacja takiej pogody.
A zaraz potem dmuchnęło z północy chłodem i zrobiło się bardziej listopadowo, a nawet grudniowo, chociaż na drzewach wiele jeszcze zielonych liści.
Miałem napisać o ostatnim meczu eliminacyjnym w naszej grupie. Po beznadziejnej kopaninie ze Szkocją spodziewałem się, że albo będzie wymęczone 0:0, albo przegramy w kiepskim, dotychczasowym, stylu i czekają nas baraże, albo po ciekawym, meczu będzie ostatecznie 3:2 dla nas. Tymczasem nasi bardzo przyzwoicie zagrali, tak właśnie, jak przynajmniej, mogliby grać i pięknie wygrali 2:1. (Uważam, że podyktowany „karny” na Pazdanie był niesprawiedliwy).
Miałem napisać o kilku filmach, z których dwa[1] były bardzo dobre, następny to ten[2], nad którym nie rozumiem wypowiadanych „och”-ów i „ach”-ów. I jeszcze jeden, zupełnie bezsensowny, film[3].
Miałem napisać o kilku książkach, do których czytania zabierałem się kilka razy. Zniechęcił mnie jednak i tom opowiadań Kazimierza Orłosia Bez ciebie nie mogę żyć. (Dlaczego niektórzy polscy pisarze lubują się w zdaniach zaczynających się od „Ale…” i zakończonych na „…się”?).
Miałem napisać o wywiadzie Olgi Tokarczuk udzielonym jednej z codziennych gazet. Wypowiedzi zawierającej, niestety, manipulacje jak te z przytoczeniem słów Papieża „Nie lękajcie się”, ale spadla na tę pisarkę taka ponoć ilość „hejtów”, że nie będę jeszcze dokładał swojej cegiełki.
Miałem napisać o kilku sprawach, zdarzeniach itd., które zapewne za jakiś czas zostaną zapomniane.
Tymczasem wolę napisać o niepowtarzalnym pięknie Parku Oruńskiego. Dzieli moje zamurowane mieszkanie od niego 1,64 km, czyli stosunkowo blisko. Owe jednak przeszło półtora kilometra trzeba przebrnąć przez spaliny i bezustanną inwazję samochodów.
Nie ma do Parku Oruńskiego ode mnie innego dojścia. A sam Park to prawdziwe cudo: przepiękne drzewa, cisza, spokój, dwa stawy i najważniejsze: ludzi tyle, ile być powinno, czyli prawie wcale. Przynajmniej w południowych godzinach powszedniego dnia.
Tak chwalony Pak Oliwski jest zadeptany, z przerażającą ilością tłumów i potwornym łomotem samochodów. W Parku Oruńskim cale szczęście hałasu z Traktu św. Wojciecha nie słychać.
15 października 2015 r.
[1] X, y i zet (Zee and co. – 1972), 110 min., reż. Brian G. Hutton; Słaby punkt (Frackture – 2007), 112 min., reż. Gregory Hobbit.
[2] Dzieci gorszego Boga (Children of a Lesser God – 1986), 119 min., reż. Randa Haines.
[3] Niewierni (Les Infidèles – 2012), 108 min. (film nowelowy, kilku reżyserów).