„KOS ŚPIEWA TAK, JAKBY ZAPOMNIAŁ, ŻE ŚPIEWA”, CZYLI ŁYŻKA DZIEGCIU.

To już połowa kwietnia, a wiosny jak nie widać, tak nie widać. Wprawdzie słychać tu i ówdzie m.in. gwiżdżące – lecz jakże nieśmiało – kosy, ale wśród zielni jest jeszcze zupełnie martwo. Aż wierzyć się nie chce, bo na roślinach nie widać jeszcze nawet pączków.Wybraliśmy się z m.in. Pestką na poszukiwanie wiosny, ale jeszcze jej nie znaleźliśmy. Wręcz przeciwnie, z północy wciąż dmie przeraźliwy, lodowaty wiatr tak, że musiałem przeprosić – hm, hm… kalesony.

 

Wracając i znowu czytając od nowa skończyłem lekturę Nawigacji Marzanny Bogumiły Kielar. I… nieco się rozczarowałem. No bo jak poetka, która potrafi budować piętrzące się metafory, nagle pisze „coś” takiego: „Używasz kruchej materii – ulistnionych pędów, świateł pozycyjnych miast. / Twoje ubarwienie zlewa się z trawą świata, / kiedy wędrujesz przez formy”. (Mimetyzm, s 41).

Mam bowiem „pretensję” o to owe… „zlewa się”, tak często mnie drażniące w utworach niedoświadczonych lub początkujących poetów. Kiedy czytam, że np. „liście tańczą” albo, że coś „zlewa się” itd. od razu mam wątpliwości, co do jakości utworu.

I jeszcze drugi przykład. Oto w utworze Manifestacje (s. 39) Kielar pisze m.in., że: „W uśpionym, pełnym słońca zadrzewieniu, w martwych liściach, / wiosna już hymn wskrzeszenia śpiewa – / pierwiosnki, zawilce, ziarnopłody to linie papilarne // jej głosu”.

Pierwsza część tej frazy jest przepiękna, ale jakoś nie mogę sobie poradzić (i wyobrazić) z tym, że kwiaty mogą być liniami papilarnymi… głosu wiosny. Czy głos może zostawiać linie papilarne? To znaczy, że jest aż tak… „dotkliwy”?

Sopran Jackie Evancho może przenikać swoją niebiańskością i boskością. Natomiast, że głos wiosny – według Kielar – zostawia linie papilarne z kwiatków, to przecież bardzo powierzchowne i banalne.

Najwięcej kłopotu z akceptacją sprawił mi jednak utwór pt. Kontrapunkty (s. 38). Pozwolę sobie podkreślić w nim wyrazy, które najbardziej mnie drażnią:

„Cały długi poranek kos wyśpiewuje radość swego trwania – / śpiew przeskakuje po gałązkach, błyska / w obmytych liściach, pielgrzymuje z wodą strumienia / przez chłodne cienie jak światło. // Kos śpiewa tak, jakby zapomniał, że śpiewa. / Jakby przepływał przez niego ogrom nieba od wschodu, / wszystko, co żyje, co rośnie. / Wtedy w rzeźbiące śpiew drobniutkie mięśnie krtani / wchodzą inne rejestry, tony – jastrząb odlatujący z wyrwanym / sercem wody, dryfujące belki z rozbitej tratwy miasta. / Piętrowa konstrukcja ptasiej melodii jest zawieszona nad przepaścią. / Nad materią w ciągłym przepływie, co przypomina, / że wszystkie praktyki są nietrwałe. // Wtedy nic śpiewu z zewnątrz nie przesłania”.

Krótki utwór i aż sześciokrotne powtórzenie, że „kos śpiewa”. Poetko, jeśli piszesz o ptakach, to mogłabyś wiedzieć, że kos… gwiżdże (a nie „śpiewa”).

Mogłabyś poetko wiedzieć jakie gwiazdozbiory są na niebie, jeśli akurat o gwiazdach piszesz itd. Jeśli Kielar z taką skrupulatnością wymienia m.in. nazwy dość rzadkich kwiatów, to dlaczego nie sprawdziła, że kos gwiżdże?

Moje jednak „pretensje” dotyczą nie tylko samego… gwizdania, lecz także obyczajów kosów. Ptaki te bowiem to arcymistrzowie gwizdania, ponieważ potrafią naśladować głosy, melodie, dźwięki, które słyszą wokół swojego rewiru. Dlatego kosy na pewno nie naśladują w swoim gwizdaniu ani odległego „jarzębia odlatującego z wyrwanym sercem wody”, ani – tym bardziej – jakichś… „dryfujących belek z rozbitej tratwy miasta”, cokolwiek miałoby to znaczyć.

Poza tym utwór Kontrapunkty jako żywo przypomina mi utwory nagradzane na festiwalu filmowym w Sundance. Prawie wszystkie te 80-minutowe filmy są „nonszalancko” kręcone z ręki. Czy te filmy były kręcone według jakichś scenariuszy? Obawiam się, że nie. Zapewne był tzw. „pomysł”. I to od razu widać w filmie: do, mniej wiecej, połowy reżyser ma coś do powiedzenia, a potem jakby mu nagle pomysłu zabrakło.

Kielar bowiem po opisie czym jest „śpiew kosa” nagle oświadcza, że „Piętrowa konstrukcja ptasiej melodii jest zawieszona nad przepaścią”. Po pierwsze pogwizdywanie kosa wcale nie jest „piętrowe”. A po drugie po co ta pseudofilozofia z „materią w ciągłym przepływie” itd. Słowem jest to utwór bez pointy, bez zakończenia. Bo chyba pseudofilozoficzne „Wtedy nic śpiewu z zewnątrz nie przesłania” nie jest zakończeniem.  Albo może pointa to: „Kos śpiewa tak, jakby zapomniał, że śpiewa”. A poza tym: czy kos nie wie o tym, że gwiżdże? Czy też: gwiżdże sam z siebie jakby poza i ponad nim Nic(!) nie było? Poetka zdaje się być mądrzejsza od Boga. Też coś!!!

Nie lubię takiej ani „poezji”, ani „filozofii”. Po co te pseudopoetyckie i pseudofilozoficzne „zawijasy”?

Ktoś może mi znowu powiedzieć, że „się czepiam”. Otóż pisanie wierszy to bardzo trudna umiejętność. Potrafili to robić – genialnie! – Skamandryci. Teraz to udaje się tylko bardzo, bardzo niewielu. I tylko od czasu do czasu.          

13 kwietnia 2018 r.