„Rano zapytałem, czy można wieczorem urządzić seans kinowy.
– Bo to przecież dzisiaj święto – dodałem.
Nieoczekiwanie Marszałek zapytał:
– Jakie święto?
– Nowy Rok, panie Marszałku.
– Nowy Rok? Tego u nas na Litwie nikt nie uważa za święto. Jakie święto? Trzech Króli, to tak, to święto, ale Nowy Rok…”
Jest to fragment (s. 251) książki pt. Pamiętnik adiutanta Marszałka Piłsudskiego pióra Mieczysława Lepeckiego (1897-1969).
Z zaciekawieniem przeczytałem tę książkę, chociaż ma ona i swoje mankamenty, ponieważ pomija ważne fakty z życia Marszałka, jak chociażby jego romans z doktor Eugenią Lewicką (1896-1931), która mu przecież towarzyszyła na Maderze, a o tym fakcie Mieczysław Lepecki nawet nie wspomina. Poza tym może trochę drażnić nieco archaiczny styl pisarstwa Lepeckiego, ale – w sumie – czytało mi się Pamiętnik bardzo dobrze.
Wolę osobiście taki nieco archaiczny styl niż te wszystkie współczesne powieści. Od jakiegoś czasu zresztą „chodzi mi po głowie” chęć, aby przeczytać… Wojnę i Pokój (1863-1869) Lwa Tołstoja (1828-1910). Najlepiej – oczywiście – byłoby w oryginale. Żeby tylko można było natrafić na jakiś egzemplarz z czytelną, wyraźną, czcionką.
Co do współczesnej powieści, to w pełni zgadzam się z m.in. amerykańskim pisarzem Johnym Winslowem Irvingiem (1942), który tak oto mówi w jednym z wywiadów:
„W porównaniu z XIX wiekiem literatura nowoczesna czy postnowoczesna wydaje mi się jakaś nędzna. Wszystko, co jest dla mnie ważne, zostało tam zastąpione intelektualnymi ćwiczonkami, które mają udowodnić, jak bystry jest autor. Ja chcę fascynujących, wyrazistych, postaci! I historii, które są mniej zwyczajne niż te wszystkie śmieć-wiadomości, o których czytam w gazetach.
Nie chcę kogoś, kto opowiada o swoim nieinteresującym życiu i jego ograniczeniach. Nie chce mi się czytać banałów w stylu „życie jest chaotyczne”, co ma stanowić wymówkę dla fatalnie skonstruowanej fabuły. Nie mam też ochoty czytać kogoś, kto chce okazać intelektualną wyższość wobec wszystkiego, co istnieje. Nie po to czytam”.
Zanim zatem sięgnę po XIX-wieczną powieść czytam także Kazimierza Świtalskiego Diariusz 1919-1935.
Natomiast wracając do świeżo przeczytanych Pamiętników Lepeckiego, to jest w tych trochę może chaotycznie prowadzonych przez adiutanta Piłsudskiego zapiskach wiele ciekawych spostrzeżeń na temat Marszałka. Na przykład nie wiedziałem, że Piłsudski prowadził nocny tryb życia: kładł się spać po czwartej nad ranem, „kazał się budzić” o 10.30. Że – ponadto – Piłsudski chętnie podróżował do ciepłych krajów dla poratowania zdrowia, że lubił Kino itd.
No i jeszcze ten sposób zwracania się do adiutanta per „dziecko”, czy też… „A co?”:
„W sypialni panował półmrok, gdyż część okien była zasłonięta roletami. Marszałek leżał na łóżku, w świeżo zmienionej bieliźnie, w dwóch koszulach, jak zwykle. Palił papierosa. „A co?” – zapytał”(s.326)
Ma rację Piłsudski, że Nowy Rok to nie święto. Ot, zwyczajna zmiana daty. Czym bowiem różni się deszczowy, wietrzny Sylwester od, z taką samą pogodą, Nowego Roku?
A skoro jest już ten Nowy Rok i nowy, 2018, rok, to wypada mieć jakieś życzenia, a nawet marzenia.
Nadszedł wreszcie tuż przed Sylwestrem, wynik listopadowej biopsji i Pan doktor stwierdził: „Życzę panu tyle samo szczęścia w przyszłym roku, ile miał pan w tym roku”. A zatem, u mnie pod względem zdrowotnym jest dobrze. I oby nie gorzej było w 2018 r.
Natomiast co do planów literackich, to chciałbym wreszcie wydać wybór wierszy z okazji 40-lecia jubileuszu oraz tomik z nowymi wierszami.
Pomarzyć także dobra rzecz. Otóż chciałbym być na koncercie Jackie Evancho i koniecznie mieć miejsce na środku, w pierwszym rzędzie.
A poza tym przydałaby się jakaś podróż. Jakże ja chciałbym popływać sobie w jakimś ciepłym morzu. Mój znajomy wrócił niedawno z Mauritiusa. „Byłem w raju” – opowiada – „byłem w najprawdziwszym raju”.
Nie wiem czym można by go „przebić”. Żadne tam bowiem wyspy greckie, ani francuskie nie wchodzą w grę. Niechby to był koralowy atol Fakaofo w archipelagu Tokelau albo Bora-Bora lub chociażby… Algarve.
Zakończę ten noworoczny zapisek fragmentem z Pamiętnika Lepeckiego, który bardzo lubił podróżować:
„Z krajów, które mogłyby wejść w rachubę, jako nadające się do spędzenia urlopu, najbliższym bodaj był Egipt. Ta egzotyczna nazwa wywołuje u nas wrażenie czegoś odległego, podczas gdy w rzeczywistości kraj ten nie leży od Polski zbyt daleko. Podróż Warszawa – Kair trwa zaledwie sześć dni, wliczając w to dwudziestoczterogodzinny postój w Konstantynopolu i ośmiogodzinny w Pireusie, w Grecji”.
Sześć dni w podróży do Egiptu. Teraz wyjeżdża się, na tydzień, do Egiptu.
Czytelniczkom i Czytelnikom moich Zapisków i wspomnień życzę w 2018 r. zdrowia i – także – szczęścia.
1 stycznia 2018 r.