Zanurzyć się wśród
kwitnących jabłoni, wiśni i grusz.
Zniknąć pod baldachimem ptasich świergotów.
Wszystko obramowane kwitnieniem,
galęźmi zewsząd rozpinającymi się po
mokrym jeszcze od całonocnej ulewy niebie.
Zapomnieć chociaż na kilka chwil o tym,
co teraz dzieje się, trwa poza tą perspektywą zieleni.
Wrócić raz jeszcze w ten czas kwitnienia drzew.
W ten czas końca kwietnia lub maja,
kiedy wszystkie gałęzie ogarnia biel kwiatów.
I wtedy już nic nie jest ważne poza tą chwilą, co trwa.
Bo jest w niej wszystko i
staje się w twojej obecności. Tak przecież nietrwałej
jak wszystkie te kwiaty.
(1988)