Ach, te gwiazdy: są nareszcie, tylko unieść głowę
i w nie patrzeć w pełnej lipca krasie. I zobaczyć To
– przez nie – czego stąd nie widać. A jest przecież.
I co zachwyt wzbudza. A także niepokój. Albowiem
i ja – niedostrzegalny – przemijam w cieniu Ziemi,
podczas gdy one – na zawsze dla mnie wieczne –
Tam i tutaj pozostają. Bo na zawsze są. Nawet wtedy,
gdyby ani mnie, ani nikogo w tym miejscu nie było.
Noc. Późna noc lipcowa. Widne od gwiazd ponad
Puszczą Piską niebo. Krótka noc: zachód następuje
niemal w tym samym miejscu co wschód. Właśnie
nocą można prawie wyczuć jak obraca się Ziemia.
Na puszczę z napowietrznych przestrzeni zdążyła
już opaść rosa. A wraz z nią srebrny pył gwiazd.
I już nie jestem tym, kim przed przyjazdem byłem,
chociaż to tylko jeszcze jedna, późna lipcowa noc.
(2005)