O, wyjrzeć jeszcze raz
przez okno domu rodzinnego i
tamten świt zobaczyć:
jak się Słońce wspina
na tę wyniosłą (tę sąsiadów) sosnę i ot,
jeszcze chwila a już na samym jest szczycie.
Nie nadążysz za Słońcem,
zresztą gdzie latem się śpieszyć?
Śpisz tę, krótką, letnią noc
w zapachu jaśminów,
w pogwizdywaniu parowozów,
które ciągną kilka wagoników i
nie śpiesząc się jadą gdzieś do kresu nocy.
Lecz zanim noc zbieleje
już wróbli gromady próbują cię
„na wyprzódki” ze Słońcem obudzić.
Czasami w nocy budzi cię
z nagła szelest: to – poprzez liście –
jabłko jedno, drugie spada.
Nie wiesz: jabłko to, czy gwiazda któraś.
Bo tyle ich – błyszczących
jak jabłka – na niebie. Rankiem jakże
niebiańsko pachnie powietrze w ogrodzie.
Jakże od jaśminów wonnie.
Zresztą, nie musisz
przez okno wyglądać. To poranek
– w chryzoprazach – zagląda do ciebie.
O, dawne chwile, gdzie was szukać.
Zabierasz ten swój świat
już sam nie wiesz dokąd. Być może ktoś
tych kilka słów odczyta i
– w tamtą, letnią noc – okno uchyli.
2013 r.