CIECHOCIŃSKIE

O, listopadowe wieczory ciechocińskie,

których piękna – zda się – nie można wysłowić.

No, bo jakże opisać tę – w parkach – ciszę?

Szelestem liści, cichymi krokami kilku przechodniów?

 

Albo czy jest coś bardziej pięknego niż z wolna

gasnący dzień. Oto niemal… majowy listopad,

lecz ledwo rozejrzysz się już światła ubywa.

Słońce szybko zachodzi i znienacka pojawia się noc.

 

Lecz już nigdzie nie śpieszysz się (zresztą tutaj

śpieszyć się: po co i gdzie?), bo za przewodnika masz

Księżyc. Parki – przestronnieją,  w fontannach

– zda się – więcej księżycowego światła niż na niebie.

 

Więc przystajesz i nie wiesz: czy to niebo

zstąpiło na ziemię, czy sam – przez te światła,

i w te chwile, w ten czas – nie znalazłeś się w niebie?

Ale to tylko spokojny listopad. Ciechociński, majowy.

 

2014 r.