A NIEKTÓRE JEZIORA JUŻ STANĘŁY LODEM

(Czyli fotografia w biało czarnym kolorze 
z dnia 26 grudnia 2000 r., z okolic Łapina)

 

A niektóre jeziora już stanęły lodem.

W powietrzu przeważa biel, czerń i… popiel:

jakby to nie grudzień właśnie trwał

w przestworzu, ale marzec. Wczesny marzec.

Bo i śnieg tylko gdzieniegdzie jaśnieje.

A im dalej w głąb krajobrazu idziemy,

tym wiecej wokół bieli, czerni oraz… ciszy.

 

Nawet Radunia bezgłośnie dziś płynie,

kiedy przystajemy by pofotografować

jej – u zakola – zielonopopielatą wodę.

Skąd i dokąd płynie? Co widziały jej wody

czego my zapewne nigdy nie ujrzymy?

Czy wystarczy zapatrzeć się w rzece by doznać

jej wędrówki na wskroś zimowego pejzażu?

 

Cisza. Jakaż wokół cisza. A jej ornamentem

sikorki bogatki na pobliskich krzewach,

zwieńczeniem – głośny stukot dzięcioła na sośnie.

Ale najpiękniejszy na tle bieli i czerni jest

srebrny, z podwójnym pniem, świerk:

esencja – nie do odtworzenia  – spokoju i ciszy.

„Popatrz” – mówi mój przewodnik – „wygląda

na to jakby ktoś pod tym świerkiem spał”.

 

I chciałoby się zostać w tym pejzażu na dłużej.

I nigdzie nie wracać. I już więcej nie pytać:

dlaczego wszystko trwa tylko jeden, jedyny raz?

 

I czy wzgórza, doliny, drzewa nas… zapamiętają?

Czy odtworzyć potrafią naszą wśród nich wędrówkę?

 

W drodze powrotnej spotykamy znowu nasze ślady.

A gdybyśmy tak raz jeszcze tym samym tropem poszli?

Co spotkamy? Nas samych? Może… Niespotykane?

Czy tylko oprószany wczesnym zmierzchem widok?

 

(2000)