FRANCISZEK KARPIŃSKI

Motto:


„Nie to mi, nie to rozum, co pięknie mówi,


ale co rządnie działa.


Pierwszego z czytania książek i


obcowania z mądrymi ludźmi nabyć można


(i to by się bardziej pamięcią  niżeli rozumem nazwać powinno)


– drugie sama natura daje albo umyka”.


Franciszek Karpiński Historia mego wieku i ludzi, z którymi żyłem

 

„Mogłem gdzie mieszkać w mieście jakim i żyć z procentu dwóchset czerwonych złotych, które miałem natenczas, ale znając cokolwiek świat wielki, że ledwie w nim dziesiątą część ludzi znajdę, z którymi by mi, niecierpliwemu, żyć można było, żeby się ustawicznie z tymi, których bym nie lubił, nie zdybywać, wolałem osieść w lesie, gdzie porobiwszy około domu mego zagrody silne, ocalałem się od wilków i niedźwiedzi, w mieście zaś mieszkając jakiż sposób odgrodzenia się od złego człowieka, żeby mię nie naszedł?”, s. 186.

Zapisek ten postanowiłem zacząć od fragmentu Historii mego wieku i ludzi, z którymi żyłem Franciszka Karpińskiego, PIW 1987. Historię tę pisał Karpiński w latach 1801-1822. Pierwsze wydanie nastąpiło w 1844 r.

Jakże zazdroszczę Franciszkowi

Karpińskiemu (1741-1825), że mógł „osieść w lesie” i odgrodzić się „od złego człowieka, żeby mię nie naszedł”. Przypomniała mi się, jako żywo następująca sytuacja. Otóż przebywałem kiedyś nad jeziorem Wigry. Wybrałem się tam z dwiema wędkami na leszcza, przedtem upatrzywszy sobie jeden z pomostów. Otóż kiedy już postawiłem wędki z przynętą pojawił się jakiś jegomość z pobliskiego domu ogrodzonego wysokim płotem. Oznajmił, że to jest jego pomost, ale pozwala mi łowić ryby, po czym wskazał mi ów dom ogrodzony wysokim płotem mówiąc: „Panie, najważniejsze w życiu to być od nikogo niezależnym. Bo ludzie, panie, są źli. A ja mam dom nad jeziorem, trzyipółmetrowy płot przed złym człowiekiem, a najważniejsze jestem niezależny”.

Utkwiło mi to w pamięci, a teraz Historia Karpińskiego przypomniała. Bo, istotnie, najważniejsze to być od nikogo niezależnym, a najbardziej od widzimisię urzędników. Mamy bowiem teraz nie demokrację, lecz dyktaturę urzędników, którzy jedną głupią decyzją mogą zniweczyć dorobek całego życia. Jakże pięknie o urzędnikach pisze Karpiński: „Oni, głupi, myśleli, że urząd jaki robi człowieka zacniejszym, zapomniawszy o tym, że pokorną cnotą najwyżej się podniesiemy!”., s. 189.

Jest to niejedno krytyczne spojrzenie Karpińskiego na ówczesne czasy. Jakże bowiem owo spojrzenie jest i dziś aktualne. Oto, co pisze Karpiński na temat Warszawy:

„Miasto Warszawa w nierządzie i bez znaczenia żadnego, chociaż kilkadziesiąt tysięcy pospólstwa mające, nie mogło się podnieść pod ciężarem uciemiężenia i niesprawiedliwości. I chociaż król wszystkimi sposobami temu zabiegać chciał, szlachcic wszystkimi sposobami przeszkadzał, bo zamiast myśleć (jak ojcowie jego) o dobru ojczyzny swojej, ale tylko o poprawienie losu swojego ubiegał się. I ta to miłość dobra własnego sposób nawet myślenia w kraju odmieniła, że ten, który najwięcej ludzi oszukał, pospolicie o nim mówiono: »Ma rozum. «”., s. 105-106.

Fragment ten, jako żywo i teraz jest aktualny. „Wybory” do Europarlamentu. Co to za „wybory”, jeśli mogę głosować na już wybranych kandydatów? A nade wszystko, któremu z tych kandydatów chodzi o Polskę? O własną kieszeń im chodzi. Dlatego nie głosowałem w takich „wyborach”. Kiedyś bowiem doświadczyłem następującej sytuacji. Po pół roku(!) oczekiwania udało mi się dostać do jednego z posłów. Miał mieć dla mnie pół godziny. Skończyło się na kilku minutach, podczas których pan poseł odbierał telefony, coś podpisywał, a jego asystent, co i rusz przypominał, że „pan poseł jest gdzie indziej umówiony i bardzo się śpieszy”. Pan poseł zdążył mi jednak powiedzieć, że moim obywatelskim obowiązkiem jest brać udział w głosowaniu, a on „może” mi pomóc, ale mi nie pomoże w rozstrzygnięciu ciągnącej się od lat w miejscowym urzędzie sprawy, ponieważ zajmuje się… „strategicznymi sprawami”.

Ostatnio, przed „wyborami”, „tematem” był film braci Siekielskich pt. Tylko nic nie mów nikomu. Nie byłbym kinofilem, czy też zakinionym, gdybym tego filmu nie obejrzał. Pod względem artystycznym i technicznym jest to, moim zdaniem, film na beznadziejnie niskim poziomie. To machanie kamerą, to „na siłę” poszukiwanie „tematu”, ta agresja, to naruszanie miru domowego itd. świadczą, że najważniejszym celem był właśnie… „temat”. A gdyby tak ów „temat” rozwinąć w środowisku… dziennikarskim, aktorskim itd.

Przykłady jednak księży pedofilów są wstrząsające. Przestępcy i ci, którzy ich chronili powinni być natychmiast i ciężko ukarani. Nie znaczy to jednak, że trzeba zniszczyć Instytucję Kościoła. Kościół bowiem trwa już przeszło dwa tysiące lat i będzie trwać dalej. Bo – jak pisze Karpiński – „Księża po większej części zepsuci, psuli razem lud sobie powierzony; a naczelnicy ich, biskupi, publiczne czyniąc zgorszenia, ośmielali niższych, ażeby szli taką samą, słodką wprawdzie, ale razem najbrudniejszą drogą.”., s. 105.

Franciszek Karpiński wymówił się bowiem ze stanu duchownego. Upatrywano w nim księdza, ale po pierwsze zbyt łasy był na wdzięki niewieście, a po drugie wolał poświęcić się twórczości literackiej. Słowem chciał być człowiekiem niezależnym, chociaż o tę niezależność bezustannie zabiegał biorąc w dzierżawę, lub kupując, różne wsie: a to Wierzchowiec, którą nabył za pięć tysięcy czerwonych złotych, które otrzymał od swojej kochanki tj. starszej od niego o 14 lat Justyny Ponińskiej, wojewodzicowej poznańskiej; a to Dobrowody, potem Żabokruki, potem Suchodolinę, by na końcu osiąść w Kraśniku Małym, a umrzeć w Chorowszczyźnie, koło miasta Łysków.

(Tu na marginesie chciałbym wspomnieć o nagrodzie Franciszka Karpińskiego rozdawanej w… Białymstoku. Karpiński przecież bardziej bywał, i mieszkał, w Puszczy Białostockiej oraz na… Białorusi niż w Białymstoku.

A poza tym kiedyś ta zacna nagroda jakże jednak teraz upadła, przyznawana autorom, którzy ani z duchem Karpińskiego, ani z jego twórczością, ani w ogóle z jakąkolwiek, zwłaszcza poetycką, twórczością nie mają nic wspólnego).

Żeby jednak nie kończyć tego zapisku w minorowym nastroju oto zabawny fragment o niejakim Piaseckim, a zwłaszcza jego „dobrze starej” żonie, dotyczący damskiej kosmetyki:

„U żony jego, jak i on dobrze starej, widziałem piękną małą szkatułkę jaszczurem obitą, z brzegami srebrnymi, wewnątrz mającą cztery buteleczki kryształowe i kieliszek takiż we środku, a pod wiekiem, otworzywszy skrzyneczkę, piękne zwierciadło. Miała ten prezent (jak powiadała Piasecka) od pani swojej Sieniawskiej, u której za młodych lat służyła. Ponieważ w tamtych czasach różu damy na twarz nie kładły, jejmość po ubraniu się piła z tego puzdereczka słodką gorzałkę dopóty, póki jej czerwoności trochę na twarzy nie pokazało”., s. 92.

W sumie ciekawa książka te Historie mego wieku i ludzi, z którymi żyłem, chociaż za mało w niej i o… Napoleonie.

Okazuje się także, że „Ale…-mania”, czyli rozpoczynanie zdań od „Ale…” nieobca była i Franciszkowi Karpińskiemu. A poza tym te – bez liku – zdania kończone na „…się.”.

27-28 maja 2019 r.